Jak zaczęła się pana przygoda z muzyką ?
Moja przygoda z muzyka zaczęła się dosyć wcześnie, ogólnie z rapem dosyć wcześnie. Dostałem moją pierwszą rapową kasetę od mojego wujka, kiedy miałem 5 lat. To był Vanilla Ice. To był też czas, kiedy pierwszy raz w życiu usłyszałem beatbox . Już od tamtej pory jakoś tak podświadomie zacząłem sobie trenować poszczególne dźwięki. Nie miałem rodziny muzyków ani nie pochodziłem z rodziny artystów, ale od młodych lat muzyka była częścią mojego życia. Mój brat, sześć lat starszy, pakował we mnie te wszystkie płyty i kasety. Pamiętam, że wtedy przesłuchiwałem wszystkie kasety, których on też słuchał. Nie umiałem dobrze używać tych kaset, więc często miałem „przypał”, bo je psułem.
Nauczył się pan sam „beatboxować” , czy ktoś panu pomagał ?
Nauczyłem sie sam beatboxować. W czasach, kiedy ja zaczynałem trenować beatbox nie miałem za bardzo od kogo się uczyć, ponieważ internet wtedy nie hulał, ani nie znałem nikogo takiego, kto mógłby mi przekazać tą wiedzę. Słuchałem dużo muzyki, wynajdowałem jakieś skity* beatboxowe i starałem się sam udoskonalać każdy dźwięk, do wszystkiego dochodziłem sam. Trwało to 17 lat. Prawdopodobne, że kiedy miałbym możliwość się z kimś uczyć, to pewnie szybciej bym się tego wszystkiego nauczył. Z drugiej strony ludzie, którzy teraz zaczynają z beatboxem, myślą, że te moje 17 lat mogą zrobić w 5-6. Z pomocą youtube’a gdzie są nauki, jak wykonywać poszczególne dźwięki.
Skąd inicjatywa do prowadzenia takich warsztatów?
Kiedyś mój kolega podsunął mi taki pomysł, ponieważ siedziałem sobie któregoś wakacyjnego dnia u babci w Kołobrzegu i uczyłem mojego kolegę beatboxu. Tak wyszło, że teraz chłopak też jest beatboxerem. Jeździ teraz, pokazuje swój talent w Polsce, gra koncerty. Wtedy zauważyłem, że mam coś takiego w sobie, co pozwala przekazywać tę wiedzę w nośny sposób. Tak mi się przynajmniej wydaje. Od tamtej pory pomyślałem sobie, że fajnie byłoby kogoś czegoś nauczyć i krótko po tym, jakoś 2 lata temu pojechałem z zespołem Full Power Spirit na trasę po Europie. Pierwszy raz prowadziłem swoje warsztaty w języku angielskim, były one w Austrii, w Mariazell, a drugie były w Bułgarii. Wtedy zauważyłem, że potrafię to robić i sprawia mi to dużo przyjemności.
Co daje panu praca z młodzieżą ?
Pośród młodzieży czuje się jak ryba w wodzie, ponieważ, kolokwialnie mówiąc nadal jestem dzieckiem. Mam 27 lat, ale nadal jestem dzieckiem. Rozumiem się z młodzieżą bardzo dobrze, potrafię z nimi rozmawiać, dobrze się czuję w ich towarzystwie.
To było widać na tych warsztatach, ta atmosfera ...
Kiedy zaczynam warsztaty zależy mi najbardziej na tym, żeby skrócic dystans. Nie jestem żadnym panem, choć mam 27 lat i dla niektórych jestem już panem. Ale wtedy, od razu przechodzimy na ty i warsztaty są, wtedy prowadzone w luźnej atmosferze. Tak najbardziej lubię pracować. Na spięciu nic dobrego nie wychodzi, a zawsze tu sobie można rzucić żart. To naprawdę bardzo dobrze motywuje tych moich uczniów do pracy.
Co sprawiło, że przyjeżdża pan właśnie do naszej szkoły ?
Przyjeżdżam do waszej szkoły, ponieważ byłem tu już wielokrotnie z zespołem Full Power Spirit. Znam panią dyrektor i jestem, w ogóle wielkim jej fanem. Bardzo ją lubię i uważam, że jest to fajna osoba. Jestem fanem i przyjacielem również waszego proboszcza ks Andrzeja i naprawdę pozdrawiam go serdecznie. Właśnie dzięki nim tutaj przyjeżdżam, więc gdyby nie oni by mnie tu nie było. Jeśli komuś dziękować to tylko im. I ja dziękuje im również bardzo serdecznie.
Skąd wzięła się nazwa pana zespołu ?
W Full Power Spirit nie byłem od samego początku, przy kreowaniu tego zespołu i jego nazwy, ale ogólnie rzecz biorąc chodziło o Pełną Moc Ducha i każdy tekst jest pisany pod natchnienie tej nazwy. Moc Ducha Świętego, czyli teksty pisane na chwałę Bożą. Chłopaki mieli ciężki temat z wymyśleniem nazwy. Nazwę wymyślił im ich przyjaciel, przewodnik duchowy ks. Rafał Jarosiewicz. On wymyślił taką fajną nazwę, chwytliwą. Chłopakom od razu oczywiście nie spodobała się ta nazwa, bo była po angielsku. Myśleli, że są w Polsce, więc fajniej by było mieć polską nazwę. Pełna moc ducha- to już tak fajnie nie brzmi. Jest to dosyć chwytliwa nazwa, więc jak ludzie ją słyszą, to ją pamiętają. Żeby dokładniej się dowiedzieć o całą analogię tej nazwy i wszystkiego, to trzeba by było spytać chłopaków z FPS .
Jak pan poznał członków FPS ?
Mieliśmy wspólnego przyjaciela śp. Piotra Lego, który tańczył break dance’a. Był oficjalnie najcięższym bboyem w kraju , ważył 113 kilogramów, a ruszał się jak by ważył 50 kilogramów. Przyjechali kiedyś do Siedlec i tam spotkali się z tym Piotrkiem, on wystapił razem z nimi. Powiedzieli mu, że szukają beatboxera. Piotrek był moim przyjacielem, znaliśmy się bardzo długo, robiliśmy razem różne rzeczy. On im powiedział, że ma dobrego beatboxera i może dać kontakt. Chłopaki do mnie zadzwonili. I co ciekawe pierwszy koncert był właśnie w tej szkole w Nidzicy, na zaproszenie naszego kochanego księdza proboszcza.
Jakie ma pan plany na przyszłość ?
Mam dosyć rozbudowane plany na przyszłość, ponieważ zajmuję się wieloma rzeczami. Oprócz tego, że jestem beatboxerem, piszę teksty, rapuję, zajmuję się mixem, masteringiem. Mam studio, jestem początkującym producentem, dj-em. Planuję teraz wydać szereg płyt, będą to konkretnie 3 płyty. Chcę je zrobić przez najbliższe 2 lata. Chcę załapać ciekawego wydawcę, żeby można było te płyty dostać w sklepie. Do tej pory zrobiłem 13 płyt.
Co pana rodzice powiedzieli na ten zawód ?
Kiedy zaczynałem już grać, byłem w liceum, już wtedy zaczynałem grać i zarabiać swoje pierwsze pieniądze itd. Moi rodzice byli wtedy zdziwieni, że już się usamodzielniłem. Może czasem niedowierzali, że może to tak daleko zajść. Wydaje mi się, że są dumni. Mój ojciec zmarł 3 lata temu, ale kiedy ostatni raz z nim rozmawiałem o tym, mówił, że bardzo fajnie, że się tym zająłem, bo widocznie było mi to pisane.
Utrzymuje pan kontakt ze swoimi uczniami ?
Oczywiście, po to mamy Facebook, telefony i oczywiście wszystkich moich uczniów pamiętam. Cały czas obserwuję ich progress w temacie beatboxu, rozmawiamy sobie czasem. Jestem za tym, żeby prowadzić tych ludzi, bo potrzebują jakiejś pieczy nad sobą, żeby rozwijali się dalej w odpowiedni sposób. |